czwartek, 23 czerwca 2016

Przenosimy sie!

Witam wszystkich serdecznie i przynoszę dobre wieści!

Dzięki Waszemu zdecydowaniu, pomocy i jednomyślności, udało mi się dopracować mój projekt nowej strony. Od tej pory posty będą pojawiały się na stronie: kreatywnyzuz.wordpress.com

Z całego serduszka dziękuję każdemu, kto zechciał wypowiedzieć się w temacie przenosin bloga! Zachęcam do wpadania na nową stronę oraz pomocy w razie wszelkich usterek - jeśli na blogu zauważycie coś, co wymaga poprawki lub naprawy, dawajcie mi znać w komentarzach lub wiadomościach prywatnych.

Jak można zauważyć, zdecydowałam się przenieść na nowego bloga trzy ostatnie wpisy. Niestety nie mogłam skopiować tam Waszych miłych komentarzy, lecz - jak zapewne wiecie, ta strona nie zginie!
Obydwa blogi na chwilę obecną są ze sobą powiązane.

Jeszcze raz zapraszam na nową stronę! :)

---> Kreatywny Zuzek <---

Pozdrawiam, Zuza :)


wtorek, 14 czerwca 2016

DIY dla mola ksiazkowego

Cześć!

Zbliżające się wakacje zwiastuje ładna pogoda i ciepełko.
Mnie wakacje kojarzą się nie tylko z czasem wolnym i latem - to również okres wzmożonej bezsenności na rzecz czytania książek :) Najlepiej czyta mi się właśnie w nocy, a dzięki odpowiednim lekturom nawet nie mam ochoty na sen.
Ciepełko już jest, czasu wolnego mam aż za dużo. Zatem pora się zabrać za czytanie!
Jedyne, czego mi brakowało, to zakładki do książek. Wykonałam ich wiele - nie tylko dla siebie :)




Zakładki nie tylko do książek.
Nieduże zakładki wykonane ze spinaczy biurowych i wstążek lub tasiemek to idealny gadżet dla posiadaczy plannerów. Mogą również przydać się w szkole; by zaznaczyć ważną stronę w zeszycie, podręczniku, notesie. Prezentują się uroczo i są proste w wykonaniu. Czy można chcieć czegoś więcej? :)





Zakładki origami.
Do ich wykonania potrzebujemy jedynie niedużej kartki papieru. Proces tworzenia trwa niedługo - nie jest skomplikowany :) Takie zakładki wyglądają ładnie, są poręczne i spełniają swoje zakładkowe zadanie na piątkę z plusem!





Moje zakładki wykonałam na podstawie tego tutorialu :)

Klasyczne zakładki.
Ozdobione w odpowiedni sposób stają się wyjątkowe! Ja wykorzystałam najprostsze pomysły - wszędobylska taśma Washi i skromny, ozdobny papier. Taką zakładkę można wykonać, używając tego, co akurat mamy pod ręką. Najprostsze rozwiązania często okazują się być najlepszymi!




Zakładki prawdziwego fana!
Kto by nie chciał posiadać zakładki z cytatem z ulubionej książki lub filmu? 
Na zakładce można umieścić (nakleić, narysować) atrybut ulubionej książkowej postaci - ja tak zrobiłam. Te dwie zakładki są moimi ulubionymi!
Postanowiłam, że wykorzystam cytaty, które zrozumieją fani Myrona Bolitara z książek Harlana Cobena oraz Zero i Jude z serialu "Hit the Floor".



"How many other Myrons do you know?" :)


Urocze zakładki.
Wykonane na papierze w lekko kremowym odcieniu, przy użyciu zwyczajnych farbek wodnych. 
Według mnie wyglądają przeuroczo!





Warto jest własnoręcznie wykonać zakładki. To świetna zabawa, która nie zajmuje dużo czasu, a przy okazji zachęca do czytania.
Ja mam już na stoliku kilka egzemplarzy książek, których nie przeczytałam, choć wielokrotnie miałam na to ochotę. Zakładki zdecydowanie działają jak magnez - nie mogę oderwać się od myśli o nocnym czytaniu! :)



A Wy, jakie książki lubicie czytać najbardziej? 
Macie swoich ulubionych autorów? Ja zdecydowanie uwielbiam Cobena :)

Zuza :)

środa, 1 czerwca 2016

Trudna sztuka szkicowania

Cześć!

Szkicowanie to bardzo ważny etap każdego rysunku. To od szkicu zależy, czy model z portretu będzie podobny do tego ze zdjęcia. Już nie raz przekonałam się, że nawet nieduży błąd może zaważyć na podobieństwie.

Wczoraj miałam okazję szkicować w ciemnościach. Jedynym źródłem światła był komputerowy monitor oraz mała lampka, którą wykonałam we wpisie walentynkowym. To doświadczenie okazało się być świetną szkołą szkicowania, dlatego dzisiaj od samego rana pracowałam nad kolejnym szkicem szkoleniowym. Postanowiłam pokazać Wam, jak wyglądają poszczególne etapy mojej pracy nad tworzeniem portretu ze zdjęcia.





Przybory jakie używam do szkicowania to niezmiennie ołówek H, gumka do mazania w ołówku oraz zwykła gumka. Do ołówka H od zawsze żywię moc ciepłych uczuć. Myślę, że w przypadku szkicu warto używać dowolny ołówek - byleby nie zbyt twardy lub miękki. Znając ołówki, lepiej sprawdzą się te o pośredniej miękkości (wielkim znawcą nie jestem, rysuję od niedawna! ;) ).

Pracowałam dzisiaj nad szkicem na podstawie tego zdjęcia:



Krok pierwszy - rozmiar zdjęcia
Czytając kilka moich wpisów można łatwo wywnioskować, że mam wieczne problemy z drukarką. Wiele osób rysujących wspomaga się wydrukowanym zdjęciem - ja nie miałam takiej możliwości zbyt często, dlatego wprawiłam się w rysowaniu prosto z monitora. 
Drukując zdjęcie można dopasować je do wymiarów kartki, dowolnie poprzycinać obrazek w programach komputerowych. Rysując na podstawie wyświetlanej grafiki trzeba posłużyć się innym sposobem; jest to porównanie.


Trzymając kartkę obok zdjęcia mogę bez problemu oszacować, czy musi ono zostać przycięte, powiększone, czy w jakikolwiek inny sposób zmodyfikowane. Ja zazwyczaj nieco je powiększam.

Krok drugi - bazgranie
Czytając kilka moich wpisów można również zauważyć, że wyznaję zasadę niechlujstwa na kartce. Im więcej zamieszania, błędnych kresek i poprawiania, tym lepiej mi się rysuje! Czasami dążę do realistycznego efektu - szczególnie, gdy chcę oddać jak najwięcej podobieństwa na portrecie. Wtedy muszę nieco przystopować z moją ogromną chęcią bazgrolenia kresek gdzie popadnie. Ten szkic będzie przykładem właśnie tego czystego niechlujstwa :)

Zaznaczam wstępnie, gdzie znajduje się jaka część ciała mojego modela (Sylvestra, którego można było poznać we wpisie o Nadziejce!). Lekko nanoszę linie pomocnicze - odmierzam ołówkiem długości każdej części twarzy i metodą "na oko" zamieszczam je na kartce.

Mniej więcej tak wygląda moje odmierzanie. Tutaj znalazłam ołówek, który oddaje wielkość głowy Sylvestra na "jeden i trochę".



Mocniej zaznaczam resztę ciała, nie przejmując się tym, że na chwilę obecną wszystko, co na kartce nieco różni się tym, co ukazuje zdjęcie. Naprawdę warto jest (choć na próbę!) zapomnieć o chęci oddania podobieństwa i od ogółu dotrzeć do szczegółu.



Zaznaczyłam linię włosów. Spostrzegłam, że moja naniesiona linia pionowa dociera mniej więcej do czubka czupryny Sylvestra, co pokazuję Wam ołówkiem :)



Postanowiłam nie omijać ładnego tła ze zdjęcia. Naniosłam jakieś kreski ekhem... "pomocnicze".



Krok trzeci - nanoszenie szczegółów
Powoli, nie przejmując się błędami nanoszę kolejne szczegóły twarzy. Resztę obrazka właściwie przez cały czas ignoruję - skupiam się na części, która jest (według mnie) najważniejsza w portrecie. Jak widać na poniższym obrazku, lekko zaznaczyłam oczy, usta i wstęp do nosa.



Następnie wymazuję wszystko to, co do tej pory naszkicowałam - uważając jednak na to, by zostawić lekki zarys mojego szkicu szczegółów.
Korzystając ze stworzonych wcześniej bazgrołów i mając przed sobą zdjęcie, staram się narysować każdą z części twarzy. Lekko wymazuję przy tym główne linie - poziomą i pionową, na których do tej pory opierałam swoje bazgrołki.





Krok czwarty - główne poprawki
Nadszedł czas na porządki. Zauważyłam, że linia twarzy musi zostać poprawiona, dlatego powróciłam do odmierzania, a wyniki pomiarów zaznaczyłam na twarzy modela. 



Tak wygląda mój szkic po wszystkich poprawkach i wymazaniu bazgrołków:



Podczas, gdy przechodzę do wypełniania twarzy, cieniowania, zazwyczaj ponownie lekko zmazuję poszczególne części szkicu i delikatnie rysuję je na nowo. 

Nie radzę traktować tego wpisu jako tutorialu na temat szkicowania. Myślę, że każdy z Was rysujących ma swój sposób na dobrze wykonany szkic - może ktoś zechce się nim podzielić?
Piszcie w komentarzach; macie jakieś niezawodne tricki, dzięki którym szkic do portretu zawsze wychodzi Wam idealnie? :)

Zuza :)

wtorek, 24 maja 2016

planner - wskazówki i porady

Hej-hej!

Niedługo przed rozpoczęciem roku szkolnego stworzyłam post o plannerze.
Stworzenie własnego kalendarza było dla mnie strzałem w dziesiątkę - organizacja czasu na rzecz nauki oraz dni wolnych okazała się być o wiele bardziej prosta!
Planner miałam przy sobie każdego dnia. W szkole przydawał mi się również jako notatnik (w momentach, gdy zechciałam zapomnieć zeszytu do historii), ale przede wszystkim był po prostu niezłym bajerem, którego mogły zazdrościć mi koleżanki :)

Rok szkolny na szczęście już się dla mnie skończył, lecz ja zdążyłam przyzwyczaić się do posiadania ręcznie robionego kalendarzyka. Organizacja czasu bez niego jest dla mnie zbyt trudna!
Jako, że pożegnałam szkołę, postanowiłam wykonać nowy planner, wyłączając czas od stycznia do kwietnia tego roku.

Posiadając już duże plannerowe doświadczenie, postanowiłam podzielić się z Wami moimi wskazówkami i poradami - dzięki czemu każdy kolejny stworzony przez nas planner będzie coraz bliższy naszym organizacyjnym, pomocnym ideałom.



Poprzedni wpis o plannerze TU!


Komponując swój pierwszy planner, przez długi czas oglądałam przeróżne zdjęcia oraz filmy na ten temat. Zastanawiałam się; co umieścić w swoim kołonotesie, by jak najlepiej spełniał swoje zadanie? W jakiej kolejności uporządkować kolejne działy dziennika, aby korzystając z niego, nie tracić cennego czasu? Oto moje spostrzeżenia na temat plannerów, szybkiej obsługi oraz ich zawartości:

Długopis. To chyba oczywista podstawa :) Jeśli w torbie nie nosicie piórnika lub długopisów, warto w plannerze zrobić miejsce przeznaczone na umieszczenie pisadła. Może być wykonane z gumy krawieckiej i przyklejone do okładki, możecie także - tak jak zazwyczaj ja to robię, "zawieszać" długopis o kółka w notesie. Każdy pomysł w tym przypadku będzie dobry. Warto mieć przy sobie coś do pisania; nigdy nie wiadomo, kiedy napadnie Was wspaniała myśl, pewien pomysł, który warto zapisać.

 Strona organizacyjna. Tak nazwałam pierwszą stronę plannera, na której naprawdę warto umieścić wszelkiego rodzaju papiernicze pomoce. Samoprzylepne zakładki indeksujące, nieduże karteczki, kawałki taśm Washi - wszystko, co u Was sprawdza się najlepiej. Dzięki zakładkom indeksującym możecie w szybki sposób zaznaczyć ważną stronę kalendarzyka oraz ułatwić sobie do niej dostęp. Większe, kolorowe karteczki spełnią funkcję mini notesów. Nie zajmują dużo miejsca, są lekkie, przez co zyskujecie dodatkowe miejsce w dzienniku oraz nie zmęczycie się, dźwigając wielką, grubą księgę :). Dzięki umieszczeniu ich na początku plannera możecie naprawdę szybko popełnić notatkę, a później przykleić ją w dowolne miejsce - jeśli użyjecie  kartek samoprzylepnych.



Minimalizm. U mnie sprawdza się najlepiej. Zawartość plannera nie powinna być bardzo rozbudowana. Uwierzcie mi, że prezentowane w rozmaitych inspirujących filmikach plannery, w których więcej jest rozdziałów kalendarzyka, niż jego stron, wcale nie są poręczne oraz szybkie w obsłudze. Notesowe kartki ze strony organizacyjnej oraz kalendarz to dwa najważniejsze elementy plannera, w wersji bardziej rozbudowanej możecie (tak jak ja) użyć dosłownie kilku niedużych kartek na listy zakupów, niedużego planu rocznego, dowolnej ilości (byleby nie przesadzić) większych kartek na poważniejsze zapiski oraz kalendarza dziennego. Dzięki zminimalizowaniu zawartości plannera jest on szybki i prosty w obsłudze, co jest ważne podczas oszczędności czasu. Nie będziecie gubić się w przeróżnych przegródkach i rozdzialikach. Możecie planować - wykorzystać maksimum możliwości minimalizmu.



Personalizacja. Nie wiem jak Was, ale mnie zawsze do używania jakiegoś przedmiotu zachęca jego estetyczny wygląd. W plannerze nie tylko okładka jest dla mnie ważna! Wnętrze kalendarza na bieżąco wypełniam zdjęciami, inspirującymi obrazkami, naklejkami i taśmą Washi. To nie tylko doskonała zabawa, to także dbałość o każdy mały szczegół własnoręcznie wykonanej ozdoby. 
W przypadku ozdabiania u mnie najlepiej sprawdza się (jak zwykle!) Washi. Tasiemkami zaznaczam ważne dni, ozdabiam niektóre strony plannera oraz - co jest według mnie przydatnym patentem, odznaczyłam nimi początek każdego miesiąca. 




Zakładki ze wstążek. Według mnie to niezbędny element plannera. Na zdjęciu nie widać mojej wstążki, jednak musicie wierzyć na słowo - ona tam jest, schowana w kalendarzu i spełnia swoje zadanie na piątkę z plusem! :) To jeszcze bardziej ułatwia współpracę z dziennikiem; jednym ruchem możecie dostać się do wybranej części plannera. Bez zbędnych kartek, przedziałek z tytułami. Ponownie jest to minimalizm wewnątrz plannera, który da efekty w szybkiej i prostej obsłudze notesu.


Garść przydatnych porad:
> Chcąc szybko stworzyć planner, użyjcie niedużego segregatora. Ominie Was wycinanie dużej ilości równych kółeczek w każdej kartce.
> Mając grubszy planner, lepiej zabezpieczyć go, dodatkowo przyklejając gumę krawiecką do tyłu okładki. 
> Dobrze jest często wymieniać zużyty wkład plannera, nacinając kartki nożyczkami (co pokazałam w poprzednim wpisie o plannerze). 
> Zalecam często otwierać planner. Można wtedy na bieżąco sprawdzać, co jeszcze należy zrobić w ciągu dnia (szczególnie, jeśli tak jak ja prowadzicie plan bez podziału na konkretne godziny).





A jak się mają Wasze plannery? 
Jeśli macie swoje sposoby planowania, sprawdzone metody tworzenia kalendarzyków oraz porady dotyczące ich zawartości, którymi chcecie się podzielić - piszcie śmiało! 

Zuza

czwartek, 19 maja 2016

Sarnia Nadzieja + wpis organizacyjny #2

Cześć!

Czy tylko ja mam problem z zapanowaniem nad stresem?
W trakcie matur (które - mam nadzieję, że dla mnie już się skończyły!) próbowałam wielu sposobów, polecanych przez rodzinę, przyjaciół i internautów. Niestety, nawet bazgranie po kartce nie przyniosło upragnionego i wyczekiwanego przeze mnie skutku.

Jednak - gdyby nie maturalny stres, nie powstałoby to... coś.
Sarnia Nadzieja! Któż inny, jak nie ja, mógł na to wpaść? :)




Uwielbiam sarny i jelenie. To według mnie najbardziej urocze zwierzęta, jakie istnieją.
Od długiego czasu poluję na zdjęcie z sarną, czekam na odpowiedni moment, by wykonać na swojej twarzy makijaż, dzięki któremu choć na moment mogłabym poczuć się jak sarna. Sądzę, że w poprzednim wcieleniu na bank byłam właśnie sarną. A jeśli nie, będę w kolejnym!

Nadzieja, jako Księżniczka, którą narysowałam już czwarty raz, musiała więc przeobrazić się w sarnę. Na dodatek możecie pierwszy raz zobaczyć ją z nowym nabytkiem (który ma w nosie! :) ).
Ot taki dziwny, niecodzienny i bardzo niechlujny rysunek chodził mi po głowie. 

Co do kwestii organizacyjnych; jako, że jestem już po maturach, mogę stopniowo powracać do blogowania. Przepraszam Was baaaardzo, że tak długo trwała moja przerwa. W trakcie całego roku szkolnego nie miałam ani krótkiej chwili, którą mogłabym przeznaczyć na wcielanie większych kreatywnych pomysłów w życie.
Na szczęście jest już po wszystkim! Dlatego zapowiadam, że do Was powracam - z głową pełną pomysłów oraz wielkim zapałem do pracy :)

Jednak na chwilę obecną nie mogę podać konkretnego dnia, w którym będę dodawać wpis. Bardzo możliwe, że kolejne wpisy będą pojawiały się nieregularnie, ponieważ muszę nadrobić nie tylko straty blogowe - na czas nauki tak jakby "zniknęłam" ze świata, w związku z tym chciałabym przeznaczyć swój czas na powrót do życia w każdej sferze :)

Jak się Wam podoba kolejna odsłona niechlujnej Księżniczki?
A czy Wy macie swoje sprawdzone sposoby na pokonanie stresu? :)

Zuza ;)

czwartek, 24 marca 2016

Wielkie starcie: wiszer vs jego brak :)

Cześć!
Bardzo się cieszę, że po dłuuuugiej przerwie od rysowania w końcu mogę pokazać Wam najnowsze rysunki. Ostatnio nie rysuję zbyt często; mój czas zajmuje głównie szkoła i Simsy :)

Obydwie prace, które dzisiaj Wam zaprezentuję znacznie się od siebie różnią - i nie chodzi mi tutaj o wygląd portretowanych mężczyzn :)



Moi drodzy! Po wielu próbach, podejściach, w końcu stworzyłam rysunek bez użycia wiszera. Tak, możecie być ze mnie dumni, bowiem w moim przypadku to nie lada wyczyn :D
Zanim przejdę do tej jakże wyjątkowej i niesamowitej pracy, którą tworzyłam z dala od nawet najmniejszej chęci rozmazywania, zaprezentuję Wam portret Mehmeta Gunsura, czyli księcia Mustafy z serialu "Wspaniałe stulecie".


Podczas rysowania Mustafy zależało mi na podobieństwie, lecz przede wszystkim był to dla mnie dosyć ważny test - nie wiedziałam, czy po przerwie od bazgrania po kartce będę umiała naszkicować, a potem "upodobnić" szkic do postaci ze zdjęcia. Jak na tak długą przerwę, jestem zadowolona z uzyskanego efektu.
Nie jest to wspaniała, idealna praca, lecz na jej podstawie łatwo jest zauważyć, nad czym muszę jeszcze długo pracować. I o to chodziło! :)

Po skończeniu portretu księcia postanowiłam, że nadeszła pora na spełnienie swojego marzenia.
Własny portret Doriana Graya. To jest coś!


Książka Oscara Wilde "Portret Doriana Graya" zawiera zupełnie inny opis głównej postaci od tej - wykreowanej w filmie "Dorian Gray" (w reżyserii Olivera Parkera).
Jednak zdecydowałam się pozostać przy filmowym Dorianie - przede wszystkim przez wzgląd na odtwórcę głównej roli. Jest nim Ben Barnes (czyli mój ukochany książe Kaspian z Narnii :D).

Dlaczego tym razem nie użyłam wiszera?
Powód jest błahy i myślę, że nikt nie podejrzewałby mnie o takie kaprysy!

Bynajmniej nie chodziło mi o wypróbowanie swoich sił w rysowaniu bez rozmazywania. Co więcej: nadal nie czuję się na tyle wprawiona w rysowanie, by ćwiczyć tę trudną do opanowania technikę.
Ja po prostu chciałam uzyskać efekt bardziej niewyraźny, może niechlujny (? ;)). Głównie po to, by Dorian na rysunku był podobny do tego na filmowym portrecie.

Oto fragment portretu, o którym mowa :)

W tym przypadku (o dziwo!) również jestem zadowolona z efektów pracy.
Pomimo, że widać na niej moje techniczne braki, nadal cieszę się, że Dorian na portrecie wygląda właśnie tak.
Przyznaję, że wiszera użyłam tylko i wyłącznie do ciemnych części garderoby Graya. Podczas rysowania koszuli nie rozmazywałam ołówka (i właśnie na tym przykładzie widać, że rysowanie bez rozmazywania szło mi nieco lepiej w końcowych etapach pracy, niż początkowych :D).

Według mnie, pomimo braku umiejętności i wprawy, w walce wygrywa rysowanie bez wiszera. Sądzę, że nadaje pracy charakteru, rysunek nie jest wtedy tak "płaski". To moje zdanie.

A Wy; co sądzicie o tej walce? Wygrywa wiszer, czy może jego brak? :)
Jak oceniacie moje (pełne błędów i niedociągnięć) prace?
I czy podoba się Wam nowy wygląd bloga? :D

Zuza ;)

sobota, 13 lutego 2016

"wiosenne" walentynki! :)

Cześć wszystkim!

Mam nadzieję, że mnie jeszcze pamiętacie :D
Po (dłuższej niż się tego spodziewałam) przerwie od blogowania i dekorowania pokoju przychodzę do Was z dekoracjami - inspiracjami na walentynki.

Owo święto zakochanych jest idealnym pretekstem do wykonania ozdób do pokoju, które wprowadzą w Wasze wnętrza atmosferę szczęścia i nadchodzącej wiosny. 

Nie przeciągając wstępu; zachęcam Was do zainspirowania się moimi pomysłami i zrobienia własnych dekoracji!



DIY - WALENTYNKOWE DEKORACJE

Stworzone dla samotnych "walentynkowiczów" :)



1. Ramka miłych wspomnień <3

Nawet wielki samotnik "forever alone" ma miłe wspomnienia związane ze znajomymi, z ludźmi :D
Miałam okazję uczestniczyć w naprawdę dobrej imprezie - była to moja studniówka. Moi koledzy maturzyści świetnie bawili się robiąc głupkowate miny w fotobudce - mnie również nie ominęło szaleństwo. 
Zdobyłam dwa zdjęcia! Włożyłam je do niedużej, czarnej ramki a tłem stał się mały arkusz papieru z bloku kartek do scrapbookingu. 

Proste i estetyczne :)


2. Słoik na różności <3




Można do niego wpakować biurkowe przybory, cukierki, lizaki, pędzle.
Można też podkraść mój pomysł na włożenie do niego suchych gałązek (mam do nich słabość!).

Potrzebne przybory:
Słoik
Wybrane dekoracje: farbki, brokat, bibuła, papier kolorowy, taśmy Washi
Wstążka
Opcjonalnie: arkusze kolorowej pianki, gałązki, klej na gorąco

Wykonanie jest bardzo proste.
Słoik ozdabiamy w wybrany przez siebie sposób. Ja postawiłam na szare Washi i delikatną, jasną wstążkę.
Wypełniamy go wybranymi przedmiotami. Jeśli podoba się Wam mój pomysł z gałązkami, klejem na gorąco przyklejcie do nich wycięte z pianki serduszka.

Według mnie to właśnie te patyczory dodają walentynkowym dekoracjom wiosennego uroku. Jeśli nie chcecie znosić do pokoju całego wyposażenia podwórka, słoik może służyć nawet jako wazon na walentynkowe kwiaty - pamiętajcie jednak o odpowiednim doborze kształtu i wielkości słoika. 






3. Urocza lampka nocna <3

Ten pomysł skradł moje serce!
Lampka wygląda cudownie; spodobała mi się aż tak, że wątpię, abym miała zamiar żegnać się z nią po walentynkach :)



Potrzebne przybory:
Słoik
Lampki choinkowe (idealne będą te na baterie)
Kawałek materiału (tak długi, aby zdołał okryć cały słoik)
Nożyczki, flamaster
Wstążka
Klej na gorąco

Na materiale rysujemy wybrany kształt - ja postanowiłam narysować walentynkowe serce :)
Wycinamy je uważnie, aby nie zaciąć materiału poza konturami swojego rysunku.
Przykładamy materiał do słoika, klejąc w trzech miejscach: na łączeniu dwóch końców materiału, u góry przy gwincie oraz na dole, w miejscu, w którym połączą się wszystkie zagięcia materiału.

Jeśli tak samo jak ja posiadacie jedynie te kablowe lampki choinkowe, włóżcie je do słoika przed zawiązywaniem wstążki. Kabel można lekko zagiąć i jeśli nie chce trzymać się pod wstążką, pomóżcie sobie gumką recepturką - zakładając ją na gwint słoika i wystające kable.

Gdy już zawiążecie wstążkę na uroczą kokardkę, wystarczy włączyć lampki i podziwiać efekty swojej pracy. Mnie naprawdę one zachwyciły! :)








4. Inspiracje na tablicy <3


Zdjęcia, obrazki, rysunki, kartka z plannera, "przypominajki" - wszystko to w towarzystwie serc i walentynek. 
Ozdobienie tablicy korkowej jest chyba najprostszym pomysłem, na jaki możecie wpaść :)



Przede wszystkim polecam okleić ramę tablicy taśmą Washi.
Nie mam pojęcia, dlaczego sama wcześniej tego nie zrobiłam! Po użyciu Washi tablica lepiej wkomponowała się w kolorystykę mojego pokoju, wygląda megauroczo i walentynkowo. 

Nie mogłam pominąć zentagle sowy, zdjęć moich zwierząt i miejsca na kalendarz miesięczny.
Jeśli posiadacie gdzieś obok siebie działające drukarki, większość pracy macie już z głowy - ja dopiero teraz doceniam moc i przydatność tego urządzenia (i czuję smutek z powodu obecnego braku drukarki :D).

Serce wykonałam z kordonku. 
Panel z serduszkami z kolorowego papieru to idealne miejsce na tegoroczne kartki walentynkowe, jakie wpadną Wam w ręce. 
Obawiam się, że u mnie skończy się na tej jednej, którą dostałam wczoraj - jednak pomimo to czuję się wyróżniona. Nie każdy dostaje walentynki od wieszczów :)


 




To tyle moich walentynkowo - wiosennych dekoracji.
Mam nadzieję, że przypadły Wam do gustu - zachęcam do pozostawienia swoich opinii w komentarzach!
No i przyznać się - spędzacie walentynki z kimś, czy samotnie? :)

Zuza